piątek, 18 kwietnia 2014

POGORIA RAZ JESZCZE

Spodziewając się, że na spotkaniu w Pogorii nie będę miał czasu na robienie fotek, zaprosiłem profesjonalistę. Z dużego zbioru fotek, wybrałem te kilkanaście, żeby jeszcze raz powspominać.

Wszystkie zdjęcia są autorstwa Marka Wesołowskiego (jego blog autorski znajdziecie TUTAJ) - wielkie dzięki!!!.

 Ludzie, jak widać, cały czas się kręcili, patrzyli z zaciekawieniem i zadawali pytania.



 Husaria zdezorganizowana, ale jeszcze w walce.


 Tymczasem na drugim stole...

 Nie wszyscy Kozacy wyszli z pudełka.




 "Zieloni" rajtarzy w tatarskich kleszczach - na chwilę przed anihilacją.



Scenka rodzajowa - po bitwie.

środa, 16 kwietnia 2014

DREWNIAKI - HNEFATAFL

Ostatnio ten blog jest nieco zmonopolizowany tematyką OGNIEM I MIECZEM, pora na nieco inny temat.

Działalność Klubu Gier najbardziej objawia się podczas letnich imprez plenerowych na terenie miasta. Oczywiście nie wszystko da się ze sobą wziąć pod chmurkę, stąd mój pomysł na tzw. "drewniaki". To kilka gier historycznych (w sensie: znanych już przed wiekami), przygotowanych z drewna specjalnie na tego typu pokazy plenerowe. O FORTECY pisałem już TUTAJ - teraz kolej na HNEFATAFL


HNEFATAFL (stół króla, stół królewski) to gra znana od wieków (a nawet od tysiącleci, bo grano w nią jeszcze chyba przed naszą erą) głównie na północy Europy, szczególnie popularna wśród wikingów. Jedna z jej odmian do dziś jest narodową grą Finlandii (Tablut). Jeszcze nie tak dawno (a może nawet nadal, tego nie wiem) Grenlandczycy słynęli z tego, że byli dobrymi szachistami. Nie dziwię się - co mieli chłopaki robić, jeśli nie grać, w długie zimowe wieczory. A tysiąc lat temu? Kobiet prawie nie było, zboża też, więc nie było co pić... Myślę, że w tedy właśnie grali w hnefatafl.

Zasady gry są nieco rekonstruowane, gdyż nie zachowała się żadna oryginalna instrukcja:) Trochę mają zabawy archeolodzy, którzy próbują na podstawie zachowanych plansz odgadnąć dokładne zasady. Do dziś istnieje kilka wariantów gry, w muzeum przyjęliśmy następujące zasady:

1. Plansza ma wymiary 9x9 pól (istnieją też inne plansze, zawsze kwadraty o nieparzystej liczbie pól, od 7x7 do 19x19). Dwaj gracze dysponują swoimi pionkami - jeden ma "króla" i ośmiu "żołnierzy", drugi dwunastu "żołnierzy". Rozstawienie początkowe pokazuje poniższe zdjęcie. "Król" (nieco wyższy od pozostałych pionków) zajmuje centralne miejsce na polu zwanym "tronem", jego "żołnierze" obok niego.


2. Celem grającego stroną królewską jest doprowadzenie "Króla" do jednego z narożników (istnieją też wersją, że wystarczy go doprowadzić do jednej z krawędzi planszy). Celem przeciwnika jest oczywiście niedopuszczenie do tego. Straty bojowe są drugorzędne - "Krół" może stracić wszystkich "żołnierz", byleby tylko dotarł do celu.

3. Ruchy wykonuje się naprzemiennie. Zazwyczaj pierwszy ruch należy do strony królewskiej. Ruchy wykonuje się na przemian. Wszystkie pionki, także "Król" poruszają się tak samo jak wieża w szachach, czyli o dowolną liczbę pół w pionie lub poziomie. Nie można ruszać się po skosie, przeskakiwać innych pionków ani stawiać dwóch na tym samym polu. Grający jasnymi pionkami (w naszej wersji oczywiście) nie może oczywiście zajmować pól narożnych. Dodatkowo można też grać w ten sposób, że gdy "Król" opuści już swój "tron", nie może na niego wrócić a żaden inny pionek nie może na tym polu zakończyć swojego ruchu.

4. Zbijanie pionków polega na dostawieniu drugiego swojego pionka, aby pionek przeciwnika był wzięty w kleszcze z dwóch przeciwnych stron (w pionie lub poziomie). "Król" może w tej procedurze uczestniczyć jak każdy inny pionek, ale jego z kolei trzeba otoczyć z wszystkich czterech stron albo z trzech, gdy czwartą stroną jest "tron" lub krawędź boczna planszy (w niektórych wersjach gra się tak, że "Króla" nie można otoczyć. Można wjechać bezpiecznie pomiędzy dwa wrogie pionki, wtedy te kleszcze nie obowiązują. Szczególny przypadek zachodzi wtedy gdy grający jasnymi zablokuje wszystkie cztery narożniki, każdy z dwóch stron. Są tacy złośliwcy. Zazwyczaj więcej z nimi nie gram, ale i na to jest sposób: wówczas bije się taki pion nie biorąc go w kleszcze z dwóch przeciwnych stron, ale po przekątnej.

5. Podobno w niektórych odmianach przed każdym ruchem wykonywano także rzut specjalną czterościenną (?) kością. Gdy wynik wychodził nieparzysty, nie można było wykonać ruchu.

Zabawa jest przednia, sprawdza się na każdej plenerowej imprezie. Koszt przygotowania też niewielki - w moim przypadku drewniana tablica i kij do miotły, pocięty i częściowo zabejcowany.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

OPERACJA POGORIA

Czas podsumować moje pierwsze (ale nie ostatnie:) przedsięwzięcie związane z KLUBEM GIER HISTORYCZNYCH i systemem OGNIEM I MIECZEM.


Sobotnie spotkanie w CH "Pogoria" odbyło się zgodnie z planem, wszyscy uczestnicy zwarci i gotowi pojawili się na polach bitew. Na dwóch stołach toczyły się jednocześnie dwie bitwy - na jednym RON (Gosiewski) potykał się z opromienionymi wilanowską chwałą Tatarami von Bertholda, na drugim honoru dąbrowskiej "Sztygarki" bronili Kozacy w starciu z podjazdem koronnym. Grając Gosiewskim nie znam szczegółów starcia na drugim stole a i na robienie zdjęć nie było czasu. Zwłaszcza, że pokaz miał charakter otwarty i co chwile trzeba było przerywać i mówić przyglądającym się zakupowiczom co my tutaj robimy i o co w ogóle chodzi. Parę rozmów było ciekawych, trochę ludzi przez te kilka godzin się przewinęło, więc cel spotkania uważam za osiągnięty. Nie wiem, czy to się w jakiś sposób przełoży na wyniki sprzedaży Wargamera, ale przynajmniej trochę osób w Dąbrowie dowiedziało się o czymś takim. A że w najbliższych miesiącach będą jeszcze podobna spotkania, kto wie, może stworzy się z tego coś więcej...

Ale wracając do stołu: Gosiewski za maksymalną liczbę punktów (11) przeciwko Tatarom za 7. Scenariusz: zasadzka, dla mnie zupełna nowość.


Podjazd Gosiewskiego już już zbliżał się do rzeki, kiedy na skraju zagajnika dostrzegł grupkę ordyńców. Przyszły hetman spodziewał się zasadzki, dlatego rozstawił swoje chorągwie tak, aby były gotowe z każdej ze stron, zarówno od bagien nad rzeką jak i zza niewielkich wzgórz na zachodzie. Los tego dnia nie był dla Litwinów przychylny: dwa oddziały (w tym niestety husaria) uległy panice.


Jedna chorągiew rajtarów ("zielonych") ruszyła w stronę zagajnika, dragoni zeszli z koni, aby powstrzymać szarżę, ale niestety nie zdążyli jeszcze przygotować muszkietów. Zdezorganizowana husaria, bez rozkazu, czekała na cios. Pierwsi z nieprzyjacielem starli się "czarni" rajtarzy, ale to spotkanie nie należało do przyjemnych.

Już po chwili dragoni zostali rozbici, "czarni" rajtarzy wycofywali się na z góry upatrzone pozycje a szykujący się do szarży "zieloni" nie zauważyli, że zaraz dostaną się w kleszcze. Husaria cały czas dreptała w miejscu:


Generalnie po trzeciej czy czwartej turze nie było co zbierać, na polu bitwy ostał się jedynie... Gosiewski. Paru Tatarów oczywiście też do zwycięstwa nie dożyło, co nie zmienia faktu, że klęska litewskiego podjazdu była bezprzykładna.

Tymczasem nieco na południe niewielki podjazd koronny zasadził się na nadchodzący pułk kozacki.


Szczegółów tego starcia nie znam, kronikarz jednak zarejestrował nieopodal bitwy pewną scenkę rodzajową, jak czerń kozacka wprowadza do wsi jasyr:


Bitwa skończyła się remisem, a że trwała znacznie dłużej niż starcie Gosiewskiego, na pierwszym stole rozegrała się jeszcze jedna walka. Zwycięzcy Tatarzy natknęli się na jeszcze jeden, tym razem koronny podjazd RON. Scenariusz: walka patroli, niestety polski pułkownik miał akurat zły dzień (i tylko dwa rozkazy).

Na prawym skrzydle znajdował się niewielki dworek, którego studnia była celem do zbadania. W tym kierunku udali się dragoni a tuż za nimi chorągiew pancerna (widoczni na środku fotki poniżej). Żeby odciągnąć uwagę Tatarów od dragonów, zza wzgórza na prawej flance wyłoniły się dwie chorągwie kozackie. Na lewym skrzydle operowały dwie (tu widoczna tylko jedna) chorągwie kozackie z rohatynami, w tym jedna doborowa wyposażona w kałkany. Obie nie spisały się zbytnio, ale to co najważniejsze działo się na prawym skrzydle.


Dragoni bez przeszkód podeszli pod dwór, zsiedli z koni i przeszli ogrodzenie. W tym czasie za dworem kozacy starli się z ordyńcami, zmuszając ich do ucieczki. Chorągiew pancerna także bez strat zmusiła do ucieczki szarżujących Tatarów.


Tatarzy, którzy starli się z pancernymi błyskawicznie opuścili pole bitwy, ci zaś, którym przyszło się mierzyć z jazdą kozacką, zrobili to chwilę (turę) później. Tatarski mirza próbował (bezskutecznie) ostrzelać polskiego pułkownika, ale bitwa w zasadzie była zakończona. Wyniku dokładnie nie liczyliśmy, ale było to lekkie (rewanżowe) zwycięstwo RONu.


Stroną tatarską dowodził - wspierany cennymi radami von Bertholda - Kacper (na zdjęciu ten większy:). Na drugim planie Michał przestawia Kozaków w starciu z Zygą.


Reasumując - grało się myślę przyjemnie, przynajmniej mnie, chłopaki z Sosnowca niech się wypowiedzą w swoim imieniu. Trochę trzeba było się nagadać tłumacząc widzom cel naszego spotkania i ogólną filozofię tego typu gier, ale to też było założone. Niestety zapomniałem przygotować krzesełek, ale pewnie i tak nie byłoby kiedy usiąść.

Następne spotkanie planowane jest na 17 maja, tym razem w gmachu muzeum, w ramach Nocy Muzeów. Wstępnie umówiliśmy się na grę dywizyjną. O szczegółach będę jeszcze pisał.

PS
Zaprzyjaźniony fotograf robił nam zdjęcia. Jak dostanę, wrzucę je tutaj.

niedziela, 6 kwietnia 2014

POKAZ W CH POGORIA

Najbliższe spotkanie KLUBU GIER będzie trochę nietypowe. Zapraszam w najbliższą sobotę (12 kwietnia) do dąbrowskiej galerii handlowej CH POGORIA na pokaz gry Ogniem i Mieczem. Na dwóch stołach będą rozgrywane jednocześnie dwie bitwy. W jednej RON ścierać się będzie ze zbuntowaną kozaczyzną, w drugiej z Tatarami.

(fotka z sieci)

Start o godzinie 17. Wstęp oczywiście wolny. Miejsce - CH POGORIA, w okolicach ruchomych schodów, niemal vis a vis Empiku.

środa, 2 kwietnia 2014

PRZED BITWĄ

W oczekiwaniu na jutrzejsze spotkanie, przygotowałem kilka elementów terenu. Dworek jeszcze nie skończony, ale można już wystawiać. Ostatnio modelarstwem zajmowałem się jakieś 25 lat temu (i to głównie okręty z "Małego Modelarza") więc efekt może nie jest olśniewający, ale na moje potrzeby wystarczający.

Taki widok mam od strony biurka:


Jeszcze kilka zbliżeń:


HISTORIA Z ZAGINIONEGO DIARIUSZA :-)

Blady świt w okolicach dworku Leliwitów na kresowym stepie. Gospodarze jeszcze śpią nieświadomi, że od tyłu zakradają się Kozacy z pułku czerkaskiego - spieszona sotnia jazdy. Szczęściem niedaleko przebywała chorągiew rajtarów pana Tyzenhauza, pod bezpośrednimi rozkazami Hermana Gantzkopfa, wysłana na zwiad i pochwycenie języka.


Do starcia doszło niemal za winklem - Kozacy już już mieli przechodzić przez okna, gdy dopadła ich litewska konnica.


Starcie było gwałtowne i krwawe, jak to na Kresach.


Za to wynik łatwy do przewidzenia.