poniedziałek, 24 marca 2014

BITWA POD OBALEM

Wiosna 1650 roku nie wróżyła niczego dobrego. Wrzenie, które ogarnęło południowe wschodnie kresy Rzeczypospolite szybko rozszerzało się na inne prowincje. Także ościenni wrogowie kusym okiem patrzyli na łatwe zdobycze w polskiej i litewskiej ziemi. Szwedzi, którym już się dłużyła chwilowa bezczynność po zakończeniu wojny trzydziestoletniej, postanowili wysłać niewielki rekonesans w granice Rzeczypospolitej. Niewielki ten podjazd, dowodzony przez pułkownika Norbertsona, dotarł aż do niewielkiej bezimiennej rzeczki, prawego dopływu Dźwiny, nieopodal przysiółka Obal.

Hetman Janusz Radziwiłł gotował się do walnej rozprawy ze zbuntowanym kozactwem, ale na wieś o wrogim rajdzie wysłał mu naprzeciw kilka swoich chorągwi pod dowództwem Wincentego Gosiewskiego. 21 marca oddział ten dotarł do Obala, w okolicach którego rozłożył się na nocne leże.

 Podjazd Gosiewskiego w Obalu. Dragoni obstawiają płot, reszta podjazdu nieco w tyle. Na horyzoncie widać uciekających chłopów oraz kamienice dziwnym zbiegiem okoliczności przypominające te stojące na toruńskiej starówce.

Wincenty Gosiewski, przyszły hetman, wraz ze swoim pocztem objeżdża zabudowania Obala.

Wieczór zapadł szybko, ale towarzyszący panu Gosiewskiemu pisarz i kartograf zdążył jeszcze naszkicować szkic terenu, który następnego ranka stał się miejscem bitwy 

 Na wprost otoczonej płotami wsi znajdował się most, który następnego dnia stał się głównym celem zmagań walczących stron. Po obu stronach mostu miejscowi chłopi wskazali jeszcze dwie płycizny nadające się do przekroczenia rzeki konno. Po lewej stronie zaczynał się rozległy las a po drugiej stronie wysokie wzgórze, górujące nad całą okolicą. Na wzgórzu tym następnego ranka Szwedzi wystawili część swojej artylerii.

Z samego rana po drugiej stronie rzeki pojawił się nieprzyjaciel. Niewielka chorągiew "czarnych" rajtarów od pana Tyzenhauza jeszcze przed świtem ruszyła na rekonesans, w związku z czym nie wzięła udziału w pierwszych fazach bitwy (efekt: Opóźnienie).

Rozstawienie wojsk wyglądało następująco:


Podjazd RON Wincentego Gosiewskiego:
1 - spieszeni dragoni zajmują wieś
2, 3 - główna siła uderzeniowa - chorągiew kozacka i husarska
4 - druga chorągiew kozacka za wsią jeszcze bez jasnej decyzji, w którą stronę uderzyć
5 - na prawej flance "zieloni" rajtarzy z początkowym zadaniem kontroli wschodniego brodu
6 - "czarni" rajtarzy zmierzają na pole bitwy (pojawią się w trzeciej turze)

Szwedzi:
A - dwie kompanie (skwadron) dragonów stanęły na przedmościu
B - dwie kompanie (skwadron) rajtarów
C - dwie kompanie (skwadron) rajtarów z arkebuzami.
Dodatkowo dwa działa ustawione tak, by kontrolowały oba brody (w tym jedno na wysokim wzgórzu)

Z lotu ptaka sytuacja wyglądała  mniej więcej tak:

Mniej więcej, gdyż widocznych za husarią "czarnych" rajtarów w rzeczywistości nie było - weszli dopiero od 3 tury po drugiej stronie wsi (dopiero po zrobienia zdjęcia przypomnieliśmy sobie o efekcie:)

Dowodzący Szwedami Norbertson przed bitwą wyglądał na zadowolonego:

Jakoś tak krótko przed południem rozbrzmiały pierwsze strzały - to szwedzcy dragoni od mostu ostrzelali litewskich dragonów kryjących się za płotami - trzeba przyznać że dość skutecznie, ale to były niemiłe dobrego początki.

Na lewej flance kozacy oraz husaria ruszyły kłusem w kierunku brodu. Druga chorągwie kozacka zdecydowała się obejść wieś od zachodu i zaatakować dragonów na moście. 

Kozacy wchodzą do rzeki, husaria uczyni to za chwilę. Na horyzoncie widać pludraków: dragonów przed mostem i rajtarów (niestety po części reprezentowanych jeszcze przez same konie)

W czasie przechodzenia brodu szwedzkie działo niezbyt skutecznie ostrzelało kozaków którzy po przejściu brodu początkowo skierowali się na... zachód, aby dużym łukiem dojść do działa, pozostawiając tym samym miejsce na manewr dla szarżującej na rajtarów husarii:


Mniej więcej w tym samym czasie (po drugiej turze) na polu bitwy pojawiła się dwupodstawkowa chorągiew "czarnych" rajtarów, którzy mogli przejąć kontrole nad wschodnim brodem, a pilnująca go dotąd trzypodstawkowa chorągiew rajtarów dołączyła do kozaków atakujących most. Broniący go dragoni nie wytrzymali uderzenia z obu stron i wycofali się za rzekę.

"Zieloni" rajtarzy w starciu z dragonami na przedmości. Zza wsi wyłania się chorągiew kozacka. 

Ten malowniczy widok na starcie przy moście miała obsługa działka stojącego na szczycie wzgórza. 

A taki przelatujący właśnie orzeł - dragoni już po drugiej stronie rzeki.

Szwedzi nie wytrzymali ataku i powoli wycofali się na drugą stronę rzeki. rajtarzy też się za cwilę wycofają, wobec ale pozostający w drugiej linii kozacy przejdą na drugą stronę rzeki i będą kontynuować natarcie.

Na tym etapie sytuacja wyglądał mniej więcej tak:

 Szarża kozaków na lewym skrzydle wycofała się pod ogniem kartaczy ale swój główny cel - osłona ataku husarii - osiągnęła. Zaatakowani z dwóch stron dragoni wycofują się za rzekę. Tymczasem husaria rozpędza się by zaatakować rajtarów centrum pola bitwy.

Sytuacja zdawała się być coraz bardziej klarowna. Wprawdzie szwedzka artyleria ze średnią skutecznością pluła kartaczami, Szwedzi stopniowo oddawali pola. Tak było w centrum, gdzie najpierw rajtarzy, a zaraz za nimi kozacy. Jak widać nawet dragoni Gosiewskiego wyszli z obrębu zabudowań:


Na lewym skrzydle  doszło wreszcie do ataku chorągwi husarskiej:


Rezultat natarcia wróżył pozytywne zakończenie całej bitwy:

Liczebność rajtarów spadła o połowę, na dodatek w trakcie wycofywania natrafili na chorągiew kozacką, która właśnie przeszła przez most.


O dalszej części bitwy kronikarze pisali jako o dożynkach. Wprawdzie stojący jak dotąd bezczynnie u stóp wzgórza rajtarzy z arkebuzami ruszyli się wreszcie by odbić most (a przynajmniej pozostać w odległości 20 cm od niego, co pozwoliłoby na jakąś kontrole terenu), ale w ten sposób odsłonili tyły i dodatkowa chorągiew "czarnych" rajtarów mogła wreszcie przekroczyć bród, i - mimo ostrzału działka ze wzgórza -  przyłączyć się do walki.

To stado koni podążające wzdłuż rzeki to właśnie szwedzcy rajtarzy z arkebuzami, na chwile przed zagładą.

 Na koniec bitwy jedynie szwedzkie działa stały tam, gdzie na początku. Obie zdziesiątkowane chorągwie rajtarskie przy północnej krawędzi. W środku błąkają się jeszcze dwie podstawki dragonów, ale myślą już tylko o poddaniu.

REZULTAT I WOLNE WNIOSKI:
Jak widać oddziały Gosiewskiego w pełni kontrolowały most (a nawet wszystkie przeprawy) co daje 6 punktów zwycięstwa za scenariusz. Straty Gosiewskieego wyniosły mniej niż 25 % (w sumie 3 podstawki), szwedzkie ponad 75% (8 podstawek zniszczonych, 2 oraz oficer uciekały). Nie mam pod ręką podręcznika, ale zwycięstwo mieści się już w kategorii historycznych.

Gra miała charakter treningowy - obydwaj dowódcy to jeszcze żółtodzioby, pewnie trochę błędów popełniliśmy jeśli chodzi o znajomość i interpretację przepisów. Ale jak inaczej zdobyć doświadczenie, jak nie w boju. Przy okazji podjazd Gosiewskiego miał nieco więcej szczęścia, bo dobrze rozstawiona artyleria szwedzka mogła cały czas ostrzeliwać nacierające chorągwie, ale robiła to niezbyt skutecznie.

Na koniec niespodzianka, którą dostałem w prezencie od googla:

 

2 komentarze:

  1. Bród jest tylko jeden - przy dwóch nie sposób się obronić. Nie warto się też wystawiać po obu stronach rzeki - chyba tylko kozacy mogą marzyć o skutecznej obronie przyczółka.
    Sama relacja bardzo fajna, rewelacyjne schematy kartografa!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki. Z tym brodem nie zaskoczyłem, myślałem że mogą być dwa. A że przeciwnik wystawił się dragonami niepotrzebnie przed mostem, to się akurat domyślałem, ale że dowodziłem stroną przeciwną, nie miałem interesu aby go o tym poinformować.

    OdpowiedzUsuń