poniedziałek, 13 kwietnia 2015

WSPÓLNEMI SIŁAMI

Po obserwacji aktywności na forach i wymianie kilku maili udało nam się wreszcie spotkać. Nam, czyli mnie (Dąbrowski Klub Miłośników Gier Historycznych) i Khamulowi (będziński klub gier planszowych). Wstepnie omówiliśmy się na jakiś system heksowy i partyjkę w OiM. Do spotkania doszło w sobotę, 11 kwietnia. Na pierwszy ogień poszedł INFIDEL, scenariusz - bitwa pod Askalonem. Wyprawy krzyżowe to nie jest mój konik, ale przecie nie o historię tutaj chodziło, a o fajne spotkanie przy planszy. Grałem fatymidami (czyli mówiąc po ludzku: arabami) przeciw krzyżowcom. System rzeczywiście fajny, łatwy do opanowania, co w przypadku heksówek nie jest taką oczywistością. Podobno w tej serii jest jeszcze parę fajnych tytułów, jak choćby bitwa pod Crecy, już mi bliższa - może się uda kiedyś rozegrać.

Ja grałem żółtymi. 
Potem zagraliśmy w OiM - Siedmiogród vs RON (obie nacje za 6PS, scenariusz szkolny, czyli walka patroli). Teraz to ja byłem nauczycielem :) Podobało mi się stwierdzenia Khamula, ze czuje się, jakby dowodził czterema żetonami w heksówce. Coś jest na rzeczy, ale tego nie da się tak prosto porównać, skala gry jest po prostu zupełnie inna niż w  większości heksówek. Ideałem byłoby może granie w heksy  skali strategicznej, a taktyczne starcia rozgrywać już przy pomocy gier bitewnych. Ale komu by się chciało tygodniami grać w grę, kiedy rzeczywista bitwa skończyła się przed zachodem słońca?

Ja dowodziłem siłami Siedmiogrodu.
Przewaga OiM polega niewątpliwie na jej widowiskowości. Heksówki na pewno tak nie przyciągają oka i obiektywu aparatu. Wiem to z doświadczenia organizowania różnych pokazów. Z kolei gry na heksach wymagają nieco szerszego spojrzenia, dowodzenia w większej skali.

Zdjęcia robił Khamul. Więcej można zobaczyć TU i TU.
Zapraszam też na jego BLOGA.

PS. "Wspólnemi siłami" to tytuł czasopisma młodzieży zagłębiowskiej, które ukazywało się w latach 30. ubiegłego stulecia.

czwartek, 9 kwietnia 2015

GŁODNEGO NAKARMIĆ

Mimo, że nie było mi dane być na MP w Wilanowie, to jednak okolicznościową figurkę (dzięki SOWABUD) dostałem. Jej zmontowanie i pomalowanie zmobilizowało mnie do pomalowania żyda-karczmarza, jego żony i dziewki niosącej dzbany z miodem, a to z kolei do sfotografowania takiej oto scenki. Malarz ze mnie nie pierwszorzędny, ale co tam, i tak oko cieszy.


piątek, 3 kwietnia 2015

WOLENTARZE IMPana MARSZAŁKA KORONNEGO

W ramach planowanej do wystawienia na jesieni dywizji Lubomirskiego z czasów oblężenia Krakowa (1656/57) do popisu stanęły pierwsze chorągwie pospolitego ruszenia ziemi krakowskiej.


Jeszcze wieczorem dane im było potkać się z nieprzyjacielem w pierwszej potyczce. Naprzeciwko siebie stanął podjazd RON z czasów "Potopu" w składzie 3 x kozacy z rohatynami, 4 x kozacy, 5 x kozacy, 2 x dragoni i właśnie 2 x 3 wolentarze (razem 11 PS o ile pamiętam) oraz konny podjazd szwedzki za 13 PS. Do wyboru miałem walkę patroli, zajęcie pozycji lub furaż, więc żeby było ciekawiej, wybrałem to ostatnie. Szwedzi w jednej strefie stanęli głównodowodzącym wraz z regimentem (6x) rajtarów z arkebuzami i spieszonymi dragonami za płotem, w drugiej zaś pozostałymi rajtarami zwykłymi i opancerzonymi. Moi wolentarze stanęli na lewej flance z zamiarem obejścia zagajnika i wejścia od tyłu do strefy furażu. Pierwsza chorągiew już w pierwszej turze (bez straty podstawki!) nieco wymanewrowała rajtarów i pierzchła z pola bitwy. W tym czasie druga weszła do strefy furażu i choć później poległa, to jednak zapewniła 2 punkty za scenariusz. Na prawym skrzydle zadaliśmy szwedom spore straty, ale ani kozakom, ani dragonom przez drugi zagajnik nie udało się zniszczyć furażu. W stratach też było mniej więcej podobnie, więc zakończyło się remisem.

Ustawienie początkowe (strfy furażu ustawione chyba niezbyt prawidłowo, ale w końcu to gra towarzyska). Obie chorągwie pospolitego ruszenia w prawym dolnym rogu.