Za organizację tego wydarzenia nazwany zostałem zwyrolem, ale co tam :) W drugą edycję Ogniem i Mieczem jakoś niespecjalnie chce mi się grać, a figurki stoją całymi pułkami (i półkami) więc... Pomysł zrodził się jakoś tak samorzutnie, podczas wcześniejszego turnieju u Miszcza, na którym niemal po latach spotkaliśmy się z Kaduceuszem. I tak, słowo do słowa, pojawiła się myśl, żeby przy najbliższym turnieju, w ramach imprezy towarzyszącej, zrobić kolejny odcinek z serii "Historyczne Bitwy".
Pomysłów na bitwę było w sumie kilka, ostatecznie padło na blokadę Krakowa z 1656/57 roku. Przypomnę tylko - to jest ten moment, kiedy Szwedzi od ponad roku siedzą na Wawelu, ale sytuacja w międzyczasie zmieniła się na ich niekorzyść - byli chyba najdalej na południe wysuniętą jednostką armii szwedzkiej, wszędzie dookoła "wody potopu" już się cofnęły. Jerzy Sebastian Lubomirski przybył ze swoją dywizją pod miasto, ale w sumie miał zbyt mało ludzi (i armat), żeby przeprowadzić oblężenie, dlatego w historiografii te wydarzenia zwane są raczej blokadą Krakowa. Kiedy w sierpniu 1657 roku do blokady dołączył nowy sojusznik Jana Kazimierza, armia cesarska pod Melchiorem von Hatzfeldtem (swoją drogą idąc pod Kraków nam z pomocą armia ta złupiła po drodze kilka miast i wsi, co z czasem przypisano... Szwedom) oraz po poddaniu się armii siedmiogrodzkiej, dowodzący załogą Krakowa Paweł Wirtz skapitulował na honorowych warunkach i opuścił miasto.
Nasza "rekonstrukcja" dość swobodnie bazowała na tych wydarzeniach. Po pierwsze był sam Kraków obsadzony przez szwedzką załogę. Na budowę Wawelu nakręcił się Zbyszek Kaduceusz i skończył ją dosłownie w noc przed bitwą. Efekt jest oszałamiający, co będzie widać na wielu fotografiach poniżej. Naprzeciwko Krakowa łukiem rozciągnięte siły polsko-cesarskie oraz... niewielka delegacja Siedmiogrodzian :) Na lewej flance (z mojej perspektywy - bo patrząc w stronę Krakowa, byłaby to prawa flanka) stanęła dywizja Lubomirskiego, w niemal historycznym składzie z jesieni 1656 roku: dwa regimenty jazdy (historycznie jeden powinien być lekki), regiment piechoty cudzoziemskiej, regiment rajtarów (historycznie było ich tylko 300), pospolite ruszenie razem piechotą łanową oraz masa chłopstwa (w sumie tych ostatnich jakieś 50 podstawek). Najbardziej z lewej strony pojawił się dodatkowy regiment rajtarów. Środkiem stołu płynęła rzeczka, jakaś Rakówka czy Młynówka, traktowana trochę jak strumień (spowolnienie, zakaz strzelania z rzeki) z młynem. Za młynem zaczynały się fortyfikacje strony oblegającej - najpierw czworogran wskośnorogi obsadzony przez piechotę polsko węgierską, dalej reduty cesarskie. Zdjęcie poniżej przedstawia prawie całe pole bitwy z rozstawioną już dywizją Lubomirskiego. Jedyne co się potem zmieniło, to odstęp między kościołem a zabudowaniami dworskimi na pierwszym planie.
Zaraz wrócę do kwestii wystawienia armii, ale teraz chwilę o samym stole. Chyba nie ma ani jednej fotografii, na której pole bitwy widoczne byłoby w całości w sposób wystarczająco czytelny. Wymiary 480x180 cm sprawiły, że była to chyba największa jak dotąd bitwa w systemie Ogniem i Mieczem. Ale oprócz skali starcia (nie liczyliśmy dokładnie ani figurek, ani PSów, ale było to po ok. 3 dywizje na stronę) uwagę przykuwały zwłaszcza tereny. Część z nich już się pojawiała u mnie na "historycznych bitwach" ale to co było teraz sprawiło, że z całą pewnością była to najpiękniejsza bitwa w tym systemie. Wawel i ta wioska po lewej stronie zdjęcia, zrobione przez Kaduceusza - ukłony do samej ziemi i czapki z głów. Polecam wnikliwe przyglądanie się fotografiom, niektóre może zresztą jakoś wyzoomuję - jest tutaj mnóstwo smaczków niewidocznych na pierwszy rzut oka. jedyne, czego "brakowało", to smoka wawelskiego, ale o nim w odpowiednim momencie.
Pole bitwy wzorowałem oczywiście na historycznych mapach - Wawel trochę przesunęliśmy jak jezioro w filmie Barei, żeby ominąć zakole Wisły (zob. strzałka na powyższej mapie). Ten kościół i wieś z wiatrakiem to okolice dzisiejszego kościoła Najświętszego Salwatora a fort czworogran to dzisiejszy stadion Cracovii :) Lasy, górki, pola a nawet winnice rozstawione były bardziej dowolnie.
Wracając do rozstawienia wojsk. Wawel i leżący za nim Kraków obsadzili Szwedzi, nie analizowałem dokładnie co (Kaduceusz - jeśli możesz napisz w komentarzu przynajmniej mniej więcej ile i jakie regimenty) ale pewnie ze dwie dywizje (jeszcze dwa regimenty rajtarów między rzeczką a Wawelem - to była jedna z dwóch pludrackich wycieczek). Na przeciwko Krakowa stanęła cała dywizja cesarska, a myślę, że nawet dywizja+. Bliżej środka pola, między pozycjami cesarskimi a czworogranem stanął jeszcze jeden regiment jazdy koronnej. Obok artylerii na wzgórzach przed Wawelem, zaraz za pozycjami Lubomirskiego, stanęli Siedmiogrodzianie.
Od drugiej strony wyglądało to tak - tutaj jeszcze Kraków bez Szwedów:
A tu ze Szwedami:
Z komentarzy na FB:
ZBYSZEK: Z mojej strony stan armii szwedzkiej jaki wyprowadziłem z półek moich na krakowską wyprawę walną nie był koszerny i pod linijkę zgodny z podręcznikiem, ale obramowany w grywalne rozmiary rzuciłem na stół ni mniej ni więcej dwie garnizonowe dywizje i jedną brandenburską z, przewagą regimentów pieszych no i wymaksowana artylerią kalibru nawet większego acz najemnikom cesarskim po stronie RONu dałem jak uzgodniliśmy to z Alkiem i Jarkiem jeszcze większe, no ale celem gry była dobra zabawa i próba poturlania kości między naprawdę dużą ilością podstawek.
ALEKSANDER: Ja
dołożyłem jeden pełen pułk jazdy RONu, razem z 6 husarii, a
dalej w pobliżu kościoła z mnichami regiment rajtarów na 22
podstawki. Na mojej lewej flance prowadziłem obronę przed Szwedami
wychodzącymi z obozu, a w centrum i na prawej udało się oczyścić
przedpola miasta i oddać salwę w oddziały pod samymi murami.
Największym problemem była bateria armat szwedzkich, w sumie 6
12-funtowych i 10 regimentowych też wymiatało podstawkę za
podstawką.
SOBOTA
Panowie Bracia - uwaga! nadchodzą Brandenbury!
No i przyszli, zajęli pozycje między Salwatorem a rzeczką, a także w widłach z jej dopływem (na tej fotce widać tylko jeden strumień, ale na innych widać te widły). W tym momencie jeszcze nie wiedziałem, jaką rolę w bitwie odegrają te działa stojące w zbożu. To były w sumie trzy regimenty piechoty (każde z dwoma falkonetami), regiment rajtarii i artyleria dywizyjna: dwa lekkie + dwa średnie).
Obóz cesarski i dodatkowy pułk RON:
Obóz i dywizja Lubomirskiego:
Pora na dwa słowa o dowódcach i uczestnikach bitwy. Po stronie polsko-cesarskiej stanąłem ja, Aleksander oraz OiMowa młodzież, Sebastian i Andrzej:
- Panowie, ale o co chodzi?...
(...)
- Ty zajmij tamto wzgórze a ja podciągnę swoich pancernych...
Szwedami dowodził Kaduceusz, a odsieczą brandenburką Krzysiek z pomocą Kamila:
Plan na bitwę był stosunkowo prosty. Rzeczka w zasadzie rozdzielała pole bitwy na dwa równoległe starcia. Ja swoim Lubomirskim przyjąłem na klatę odsiecz brandenburską, wiem też mniej więcej co się działo na styku, ale wydarzeń na samym przedpolu Krakowa, czyli starć szwedzko-cesarskich, już szczegółowo nie śledziłem. Ci co widzieli moje wcześniejsze realizacje "historycznych bitew" mogli się nieco zdziwić widząc mnie rzucającego kości i przesuwającego figurki - swój udział zawsze wolałem sprowadzić do roli kronikarza. Ale nie tym razem.
Powyżej: widok od strony brandenburskiej. Środkiem, klinem między wsią a rzeką, atakują dwa pułki koronne, każdy z szóstką (teraz to się nazywa eMka) husarii. Czworogran i piechota w zagajniku stanowią pozycję ryglową, skąd jednak wyjdą dwa małe, kąsające kontrataki (jazdy wołoskiej oraz piechoty polsko-węgierskiej) - wszystko to w celu absorbowania części sił przeciwnika. Ja zawsze byłem graczem zachowawczym i raczej wstrzymałbym się przed tym atakiem czekając aż przeciwnik nieco podejdzie, ale tu chodziło o zabawę a nie kunktatorstwo. Kluczowy był ten marsz rajtarów na skraju w celu zajęcia wioski - niestety, Brandenburczycy doszli szybciej. 12 muszkieterów weszło do dworku i generalnie nie było szans ich stamtąd wykurzyć, zwłaszcza że nie były to jedyne wrogie siły w okolicy. Próbowali rajtarzy, w pewnym momencie do szturmu ruszyli nawet chłopi, wszystko bezskutecznie.
Poniżej: jedna z czterech band chłopskich zajmuje teren kościoła, w którym do walki szykują się... wojowniczy mnisi.
Brandenburscy muszkieterzy idą przez wieś w kierunku dworu:
- W imię Boże - bijcie tych pludraków!
Rajtarzy dochodzą do zabudowań dworskich, ale wróg jest nieco szybszy...:
Poniżej sceny nieco późniejsze, kiedy chłopi razem z rajtarami próbują otoczyć te zabudowania, ale po bezskutecznych atakach wycofają się: chłopi na teren kościoła, a rajtarzy spróbują wspomóc szarżujące w centrum pułki RON:
Tymczasem na środku polsko-brandenburskiej części stołu działy się rzeczy kluczowe do bitwy. W pierwszej turze jazda RON, pod prowadzonym jeszcze z dużej odległości ogniem dział brandenburskich, szykowała się do natarcia, po czym ruszyła już w drugiej turze:
Przeciwnik ze wszystkiego czym mógł strzelał w husarię. A miał czym: osiem działek lekkich, dwa średnie, muszkieterzy starego typu z muszkietami o dużym zasięgu. Husaria trzymała się jak mogła, ale coś ją tam jednak od czasu do czasu drasnęło. W końcu doszło do pierwszego starcia i... gong. 11 kości, wszystkie biją na 8 (impet, pistolety, kopie) i tylko... trzy trafienia. Z tego dwa wybronione!. To był jeden z kluczowych rzutów w tej grze. Nie da się, ani nie ma potrzeby, opisywać wszystkiego ze szczegółami, ale w tych atakach najpierw wykrwawił się jeden pułk jazdy, potem drugi. Raz byłem już tuż tuż przed tymi przeklętymi armatami w zbożu, jeszcze tylko dodatkowy ruch szarżujących, ale ogień z kartaczy zrobił swoje i cała szóstka pancernych z rohatynami poszła w rozsypkę. I tak skwadron za skwadronem. Tutaj koroniarzom brakowało przede wszystkim artylerii - jedynie jedno lekkie działko i jedne organki, coś tam raniły muszkieterów na skrzydle. (Teraz jak to piszę, uświadomiłem sobie jeden błąd. Strzelałem do muszkieterów zamiast do dział, wiedząc że przecież i tak je obsadzą, ale zapomniałem, że wtedy ta artyleria będzie jednak znacznie słabsza - jeden strzał na turę i z mniejszą skutecznością. A graliśmy bez liczenia amunicji...)
Na drugim skrzydle w tym czasie bitwa ograniczała się raczej do pojedynku artyleryjskiego na duże odległości,. Zwłaszcza działa szwedzkie paraliżowały wojska cesarskie. A dział tam było dużo i olbrzymich wagomiarów.
Poniżej ogólny przebieg działań na tym skrzydle:
Szwedzi z Krakowa przeprowadzili dwie wycieczki. Jedna z nich, ta przy rzece, skończyła się szybko, o niej za chwilę. Druga szła przy krawędzi stołu i w końcu, nie wiem dokładnie ale może koło 5-6 tury, przełamała szańce bronione przez cesarskich. Środek sił cesarskich przez kilka tur praktycznie stał, dopiero pod koniec bitwy ruszył do szturmu na Wawel. Późno, bo wcześniej skutecznie paraliżował je ogień szwedzkich armat z zamku i miasta:
W drugiej-trzeciej turze doszło do ciekawego starcia na styku obu części bitwy. Dwuregimentowa wycieczka Szwedów ruszyła do ataku wzdłuż rzeczki - jeden regiment rajtarów ruszył na koronny pułk jazdy a drugi skręcił na mostek i próbował objechać wzgórze obsadzone polską artylerią i dragonią:
Zaszarżowali dragonię, ale nadziali się na kontrszarżę zaciężnych kopijników i "ogień" flankowy dwóch skwadronów rajtarów. Tym ostatnim coś jednak nie stykło, nie wiem, może proch zamókł, w każdym razie... ani razu nie trafili!!! Oczywiście rajtarzy i tak uciekli przez ten sam most, nadziewając się z drugiej strony na atak jazdy RON, ale wynik walki mógł być bardziej spektakularny. Cześć kompanii rajtarskich przechodziła też rzeczkę atakując bezpośrednio wzgórza, ale tu przepychanka trwała aż do końca bitwy.
Rzut oka na całe pole bitwy - początek trzeciej tury:
Nie widziałem tego w czasie bitwy, zajęty swoim skrzydłem, ale z fotek wynika, że wojska cesarskie spróbowały wyjść ze swoich umocnień, prawdopodobnie w celu przeciwdziałania szwedzkiemu natarciu na drugim (dla mnie) końcu stołu (patrzcie na te armatkę!):
Tymczasem wracając na front polsko-brandenburski - poniżej fotka z pierwszych etapów starcia. Pułki RON atakowały wąskie gardło, między wioską a rzeczką (na drugim planie jeszcze dwa małe ataki jazdy wołoskiej i hajduków odciągające uwagę przeciwnika - potem tą samą drogą pójdzie mały kontratak skwadronu rajtarów, z takim samym skutkiem...)
Strzela wszystko co może, w pewnym momencie miałem ochotę w trakcie tej fazy bez rzucania kośćmi po prostu zdjąć parę figurek i próbować zdawać morale:
Sytuacja w czwartej (zdaje się) turze: kropeczkami linia rozgraniczenia pomiędzy dwoma pułkami RON. Jak widać ten, który szarżował wcześniej, został mocno przetrzebiony. Ten duży X oznacza miejsce, do którego doszedł skwadron pancernych z rohatynami, po czym znikł. W tym momencie po raz pierwszy zaświtała mi myśl, żeby wstrzymać atak, wycofać się i przegrupować. W prawdziwej bitwie to mogło by mieć sens, ale to była gra, zatem... Prawy pułk dostaje rozkaz odwrotu (na dwie podstawki przed osiągnięciem progu złamania), lewy rozkaz ataku. W czasie bitwy trochę się wystraszyłem tych pikinierów z lewej strony, dlatego starałem się ich obejść, ale to jeszcze bardziej kanalizowało morderczy ogień z dział przeciwnika. Może trzeba było jednak coś poświęcić i rzucić na tych pikinierów?
Tymczasem słońce nad polem bitwy chyliło się już ku zachodowi i trzeba było dać wytchnienie. No i spróbować sprawdzić co by było gdyby... pod Beresteczkiem:
NIEDZIELA
Poniżej poranny rzut oka na pole bitwy. Prawoskrzydłowy pułk jazdy RON, mocno przetrzebiony, dostaje rozkaz odwrotu. Drugi powinien dostać taki sam, ale jednak spróbowałem jednak jeszcze zaatakować (linia rozgraniczenia pokrywa się w zasadzie z linią widoczną pomiędzy matami. Zapomniałem, że inicjatywę ma przeciwnik - gdyby nie to, ten wysunięty oddział kozaków z rohatynami dostałby jednak rozkaz szarży... Ale nie dostał... Pojedynczymi czerwonymi kropkami zaznaczone dwa skwadrony rajtarów (w tym jeden już ucieka) które po nieudanym szturmie na zabudowania dworskie postanowiły wesprzeć ataki RON. Ze skutkiem widocznym na zdjęciu - ten wysunięty do przodu miał na siebie ściągnąć ogień artylerii. Generalnie efekt był taki, że po tej turze dwa pułki/regimenty osiągnęły próg złamania, a trzeci w następnej (chyba że wszystkie już w tej, bo nie pamiętam dokładnie). Dwiema kropkami oznaczony bezczynny jak dotąd oddział muszkieterów, który miał wzmocnić ogień z zagajnika. Czerwony X to miejsce, gdzie zostali dopadnięci i zniszczeni kozacy z rohatynami. Pospolite ruszenie nieco wcześniej ruszyło spod obozu w kierunku mostu na rzece a rajtarzy (wraz z siedmiogrodzkimi kopijnikami) z prawej strony, którzy nie mieli tam już nic do roboty, zaczęli przegrupowanie na lewe skrzydło.
Kiedy już było wiadomo, że po tej turze oba pułki jazdy opuszczą pole bitwy, husaria ruszyła do ostatniego ataku. Za chwilę w tym miejscu pozostanie tylko ta dwópodstawkowa chorągiew z samych odwodów dywizyjnych Lubomirskiego... Rajtarzy są już blisko, ale kiedy dojdą, polskiej jazdy już nie będzie. gdybyśmy grali jeszcze dwa, trzy etapy, pewnie doszłoby do dalszych walk, a tutaj właściwie nic więcej już się nie wydarzyło.
Wróćmy jeszcze na chwilę na front szwedzko-cesarski. Tu ataki zdaje się szły dwutorowo - przy samej krawędzi do przodu parli Szwedzi, w środku zza okopów wyszli cesarscy.
Tymczasem po stronie szwedzkiej (? - a może to koronny dywersant?) pojawił się nieoczekiwany przeciwnik...
- Panowie, ale smok się liczy za jednego?
Poniżej na pierwszym planie wynik skutecznego ataku szwedzkiego - opuszczone cesarskie umocnienia; na drugim szturm na Wawel:
Bitwa się skończyła po 8 etapach. Kto wygrał? - jak zwykle wszyscy ci, którzy wracali do domu z bananem zadowolenia na twarzy. Nie wiem natomiast, co na to nasze żony, w oczekiwaniu na powrót mężów po bitwie...:
* * *
Powiem tak. Trochę nie chciało mi się robić tej bitwy. Zmęczenie materiału, wyczerpania formuły... sam nie wiem. Ale ostatecznie jestem mega zadowolony. W sąsiednim pomieszczeniu wrzało jak w ulu, a u nas spokój i luzik. Nie wiem, w co oni tam grali na tym turnieju, ale my na pewno graliśmy w "Ogniem i Mieczem"... :)
Dla ciekawskich i purystów - choć graliśmy na zasadach pierwszej edycji (co widać już na zdjęciach) to jednak z pewnymi uproszczeniami. Żeby upłynnić rozgrywkę (graliśmy pełne osiem tur, a jeszcze ze dwie mogliśmy spoko dokończyć. Ruchy na tyłach były szybkie i na oko, bez szczegółowego mierzenia. Uproszczone zbieranie ran (nie rzucaliśmy wcale, tylko pierwsza rana była automatycznie anulowana za rozkaz od dowódcy).
Trochę pewnie ochłoniemy, nabierzemy sił i pomyślimy o jakiejś nowej bitwie. Ale to z czasem.
* * *
Organizacja wydarzenia możliwa była tylko dzięki oddaniu i zapałowi MISZCZA - wielkie dzięki i ukłony! Turnieju ocenić nie mogę, ale całe wydarzenia na nieosiągalnym dla innych organizatorów poziomie. Zresztą, co tu języka strzępić, polać mu!
Dzięki Zbyszek - Kaduceusz. Twój zapał też mnie trochę mobilizował. Dzięki za grę: Krzysiek, Aleksander, Kamil, Sebastian, Andrzej - mam nadzieję, że wszyscy się dobrze bawiliście. Ja tak.
Paweł - dzięki za kubeczki!
Robson - dzięki za fotki (część materiału ilustrującego tę relację jest z mojej komórki, a część od Robsona właśnie)
* * *
Zdjęć jak zwykle jest bardzo dużo, a mnóstwo osób robiło jej jeszcze dla siebie. Na koniec wrzucę jeszcze parę, już bez komentarza, ale z gorącym poleceniem obejrzenia!
Jeszcze raz:
To była przyjemność robić zdjęcia tej bitwie! Żałuję, że drugiego dnia nie miałem okazji... i że nie miałem lepszego obiektywu do zbliżeń...
OdpowiedzUsuńWielki szacunek za włożony wysiłek i serce. Kwintesencja hobby!
Bitwa była super :) Miałem przyjemność dowodzić dywizją brandenburską. Straszliwie się bałem że te 2 ogromne pułki polskiej jazdy zmasakrują od razu moje siły. Na szczęście ułożenie terenu sprawiło, że nie było jak wykorzystać ich wszystkich na raz, więc musieli atakować falami. Chyba tylko dzięki temu udało mi się je zatrzymać. Gdyby bitwa toczyła się dalej, to nie wiem czy by mi się udało przebić do polskiego obozu, bo nadchodziła druga fala pułków, a moja jedyna ofensywna siła (regiment rajtarii) była na granicy złamania...
OdpowiedzUsuńDziękuję za zorganizowanie bitwy, chylę czoła przed wysiłkiem organizacyjnym Jarka i Zbyszka. Do zobaczenia przy kolejnych wielkich bitwach historycznych :)