środa, 18 września 2019

RELACJA POTRZEBY POD SZEPIELEWICZAMI, cz. 4


[Pora na najważniejszy fragment relacji, czyli opis samej bitwy. Podobnie jak w poprzednich częściach tego cyklu, tekst pisany zwykłą czcionka jest zasadniczo tłumaczeniem książki I.B. Babulina (rozdział: "Bitwa pod Szepielewiczami", s. 134-140. Moje komentarze daję kursywą. Samą bitwę i jej przebieg cały czas jeszcze analizuję, stąd ostateczna wersja mapek może się jeszcze nieco różnić. Opis Babulina w zasadzie jest dość zgodny z polskimi źrodłami, na których opierał się K. Bobiatyński, ale został uzupełniony dwiema relacjami rosyjskimi, obszernie w tekście cytowanymi. Cytaty ze źródeł polskich przytaczam w ich polskim oryginale. Niejako strzeszczając Babulina, dzieli on bitwę na III oddzielne starcia: pierwsze pod samymi Szepielewiczami (łącznie z posiłkiem Połubińskiego), drugie i trzecie już następnego dnia podczas odwrotu.]

 Chorągwie radziwiłłowskie w drodze ku Szepielewiczom. Fot. SierżantIG

[Część pierwsza TUTAJ (początek kampani)]
[Część druga TUTAJ (starcie pod Hołowczynem 21 sierpnia)]
[Część trzecia TUTAJ (rekonstrukcja szyku armii rosyjskiej)]

Przyjrzyjmy się teraz opisom bitwy. Według słów uczestnika bitwy, Jana Mirzeńskiego, przeciwnik „we trzech może godzinach przyszedł ze wszystkiem wojskiem bardzo potężnem, bo i kniazia Trubeckiego wojska z pod Mścisławia było więcej 60 tysięcy, i było także to co się z naszemi pod Szkłowem biło, świeżemi przyczynione pułkami”.

Chorągwie radziwiłłowskie w drodze ku Szepielewiczom. Fot. SierżantIG

24 sierpnia 1654, pod samo południe...

Zgodnie z „Relacją…” 24 sierpnia „pod samo tedy południe chorągwie wyjeżdżające jako P. Podkomorzego rzeczyckiego, P. Wysockiego, P. Starosty żmudzkiego, Pana Bychowca do miasta [Szepielewicz] wyprawiono, gdzie już ogniem wszystko miasteczko pałało i Moskwy gromada nie mała była. Tam pierwsze dwie chorągwie wpadłszy, nie mało Moskwy położyli, i więcej 20 więźniów dobrych wzięto. Xżę Imć młyn i minę zapalić rozkazał, które goreć nie chciały, a sam z wojskiem troszeczkę  zabawić i wytchnąć wymyślił. W tym razie, in instanti prawie, wojsko moskiewskie które o półtory mili wprzód już niemal było, zaraz ku temu miasteczku z trzaskiem przyszło, jako w niż młyna jak i pod miastem przeprawiwszy się, zaraz w pole z mnóstwem chorągwi wypadło, z któremi nasi harcem dosyć dobrze czynili, i języków nowych przyprowadzili, a nieprzyjaciel ze wszytka potęgą swą rączo się przeprawiwszy, zaraz ostatki miasteczka opanował, piechotą osadził i konnem wojskiem z boku prawego tył nam zachodzić usiłował; gdzie lubośmy nie myśleli z nim wstępnym czynić bojem, invictus prawie musieliśmy; dwie chorągwie różne jako w matnię jaką wpaść musiały z wielka stratą swoich.”

Pierwsze walki

Autor tej relacji mówi o dwóch miejscach przeprawy – tuż pod Szepielewiczami oraz obok młyna, położonego w dół biegu rzeki Osliwki – gdzie mogły przeprawić się wszystkie pułki moskiewskie. [Niezupełnie prawda: w relacji jest mowa o przeprawie poniżej młyna, a nie młyna położonego poniżej miasteczka. Taka interpretacja, prawdopodobnie zresztą słuszna, mogła wynikać z późniejszego położenia młyna, widocznego na XX-wiecznych mapach. – JK] Manewr obejścia jazdą prawego boku pozycji litewskich prawdopodobnie oznacza przejście lewego skrzydła moskiewskiego pod dowództwem kn. Pożarskiego i Izmaiłowa w dół lewym brzegiem Osliwki w celu obejścia prawego skrzydła armii hetmańskiej i uderzenia na jego tyły.

Jeśli wierzyć „Historii panowania Jana Kazimierza”, wojsko moskiewskie ruszył na hetmana „z całą potencyą trzema kolumnami; na pierwszą kolumnę odważnie książę uderzył lecz gdy drugie kolumny otoczyć onego usiłowały, ustała ta buta i z owej odwagi do ucieczki przyszło. Zmięszały się szyki litewskie; biegał wszędzie Książę zachęcając, nie mógł nic wskórać; tabory litewskie z armatami opanowali Moskale, co najsłuszniejsi rycerze polegli, sam Książę mało co nie utonął.”
Według wspomnianej „Relacji…” „dragonia też Xcia Jmci, tak i Xcia P. Koniuszego, P. Korffa, P. Ganskofa zostawione, mężnie sobie poczynały, ale dla wielkości nieprzyjaciela od Rajtariej moskiewskiej rozerwani, pierzchać musieli.”

Zgodnie z taktyką Montecuccolego, jeśli dowódca zamierza okrążyć wrogą armię oboma skrzydłami, powinien centrum swojego szyku nieco osłabić zostawiając tylko pierwszą linię, a drugą (i ewentualnie trzecią) posłać na boki, gdzie w ten sposób może uzyskać nawet dwukrotna przewagę. Jeśli Trubecki zastosował się do tej taktyki, to winien przesunąć swoich rajtarów z centrum i zaatakować z flanki.


„Relacja…”: „W ostatnim prawie zgonie przyszedł JP Podstoli [Połubiński] z pułkiem swoim; ten potkawszy się z nimi, po dwa razy na obrót przychodząc, siłom nieprzyjacielskim wytrzymać nie mógł. Najbardziej pola nam nie stawało między lasami, dworami, jeziorami, ponieważ już wojsko wszytko wychodzić musiało. Milę tedy całą albo półtory, jechał nieprzyjaciel prawie na karkach naszych; lubo to po kilka razy na obrót przychodzili, ale wytrzymać żadną miarą nie mogli, gdzie na troje wojsko uchodząc, nie jednaką klęskę odniosło: bo gdzie JP Podstoli pułk swój odwodził, mniej zginęło, krom tych co w spotkaniu poległo. Drudzy środkiem uchodząc mimo jazów przez srogą przeprawę, i ci mniej byli [słowo nieczytelne]; ale w prawą rękę którędy niemal wszytko wojsko uchodził, i sam JP hetman ze wszytkiemi szedł obrócony, i na przeprawie pod Cercami, kiedy już była i armata nadeszła bardzo w błotne miejsce i lgnące, siła wojskowej braci poległo, a wprzód począwszy od samego Xcia Jmci, który ledwo w ostatku uchodząc uniósł zdrowie swoje, kilka razy z mostu w błoto zepchniony, i od tłumów zachodzących aż szablą czyniąc sobie rum. P. Pisarz polny w błocie zostawiony, non constat certo jeśli żyje albo poległ. P. Ottenhausen przed przeprawą zginął, tamże P. Sachin [Sacken] i P. Chorąży Xcia Jmci kozackiej chorągwi na przeprawie zabici. Owo zgoła moc wielka Towarzysrtwa i officyalistów wojskowych legło. Aż do armaty i wozów rzucony P. Juszkiewicz w ostatku salwował przypadłszy do przeprawy, Moskwę wystrzelawszy, której już za przeprawę kilka chorągwi poszło. Tedy wojsko strwożone w różne strony, jedno ku Berezynie dzierżawie JP Podkomorzego, drudzy ku Borysowi mimo wojsko nieprzyjacielskie, trzeci w lasach i bagnach które tam były, zapadli. Xżę Jmć w małej drużynie bieżał do przeprawy, gdzie Bóbr w Berezynę wpada i tam się przeprawił; drudzy się w Borysowie przeprawili. Ale największa część i mało nie wszytko wojsko, o Hetmanie nie wiedziało żeby żyć miał i zgoła o tem nie tuszyło i rozbieżać się myśliło, ale JP Podstoli zniósłszy się z  PP Podkomorzym rzeczyckim, Korffem i Putkamerem, i z inszymi Rotmistrzami, zatrzymał wojsko wszystko, i obrócilichmy się ku Smolenicom między Mińsk i Borysow, a w tym czasie przyszła wiadomość dnia 26 Aug. [sierpnia] od Xcia Jmci, aby się do kupy zebrali i ku Mińskowi pospieszali, gdzie i Xżę Jmć sam stanął dnia 27 Aug. z Borysowa.”


Według Jana Mierzyńskiego hetman „dał pole [bitwę] którego uniknąć nie mógł jedno per turpissimam fugam, i potkała się jazda nasza, lecz potężnie i szkodliwie bardzo od Moskwy wsparta i porażona, w rozsypkę iść musiała. Ale aby się zebrała vix possibile, bo acz Xżę Jmć rzucił się do Mińska którędy rozproszeni uchodzili, zatrzymując ich, jednak żadną miarą zatrzymać się nie chcieli, i zwąchawszy to, miasto mijali. Rajtaria i dragonia wszytka przepadła. Regimenty dwa piesze armatę uwodzili, i cztery chorągwie piechoty węgierskiej, ale ją potym porzucić musieli. Regiment Xcia Jmci samego pieszy, cudownie dobry i potężny, w pień wysieczony. Pana Niemiryczów salwowany i piechota węgierska, którą P. Juszkiewicz prowadził. Xcia Jmci z rąk prawie nieprzyjacielskich wydarła chorągiew kozacka, dawno słychanym cnoty i miłości ku wodzowi przykładem. (…) [Hetman] w ten czas kiedy uwodząc błądzących po lesie wyjścia naleźć nie mógł, koniecznie chciał i polec, położony na placu z rycerstwem; aż Pan Bóg chłopka jakiegoś umyślnie jakby zesłał, który ich uprowadził, i tak mężnie uwodzeni, że ich z półtora sta koni tylko trzydziestu zostało.” Wśród poległych Mierzyński wymienił Chorążego nadwornego, Ganskofa, Putkamera i dwóch rotmistrzów.
Chorągwie radziwiłłowskie w drodze ku Szepielewiczom. Fot. SierżantIG

Spójrzmy teraz na źródła rosyjskie. Wspomnieliśmy wyżej, ze najważniejszymi relacjami rosyjskimi o bitwie pod Szepielewiczami są: relacja samego Trubeckiego i list cara do Chmielnickiego z 4 września 1654 r. Jak wszystkie analogiczne relacje wojewodów moskiewskich tego okresu, relacja Trubeckiego nie daje nam informacji o samym przebiegu bitwy (wojewodowie nie uważali za potrzebne opisywać detali toczonych bitew) zawiera jednak kilka szczegółów opisujących dalszy przebieg walk między uchodzącymi Litwinami i ścigającymi ich Moskwicinami.  Wszystkie inne relacje nie wnoszą do sprawy niczego nowego. W piśmie cara znajduje się kilka ważnych detali dopełniających obraz bitwy, których nie ma w relacji Trubeckiego.

„30 sierpnia pisali do cara bojarzy i wojewodowie kniaź Aleksiej Nikitycz Trubecki i towarzysze, donosząc o bitwie z hetmanem Radziwiłłem i wojskiem litewskim koło wsi Szepielewicze. Bój był wielki i Litwini zostali pobici na głowę, wielu dostało się do niewoli a sam Radziwiłł uciekł. Rosjanie na drogach i lasach wysiekli wrogów lub wzięli do niewoli na przestrzeni siedmiu wiorst lub więcej, do trzeciej w nocy. W tej bitwie zdobyto znak hetmański Radziwiłła i chorągwie oraz barabany.” W piśmie cara znajduje się informacja, że bitwa zaczęła się „pięć godzin przed nastaniem nocy” a pościg za Litwinami „po drogach i w lasach do mostu do błota”. Z tych danych wynika, że cała bitwa oraz pogoń trwały w sumie 8 godzin. Rosjanie gonili przeciwnika do błota (tzw. „Wielkie błoto”) w okolicach Zajeziora.

W obu tych relacjach mowa jest o głównej bitwie (24 sierpnia) toczącej się podczas przeprawy armii rosyjskiej przez Osliwkę pod wsią Szepielewicze oraz pościgu za uciekającymi. W jej wyniku główne siły hetmańskie zostały rozbite. Nadchodząca noc pozwoliła Litwinom oderwać się na dość dużą odległość od przeciwnika, który w ciemnościach zaprzestał pościgu.


Pogoń za uciekającym wojskiem litewskim przeciągnęła się na następny dzień. Trubecki nie posłał za nimi całej swej armii, tylko wydzielił z niej pulki wojewodów Dołgorukowa i Izmaiłowa, walczące pierwotnie w drugiej linii. W piśmie do Chmielnickiego jest mowa, że wojewodowie ruszyli wczesnym rankiem 25 sierpnia. W ślad za Litwinami ruszyły sotnie dworian i dzieci bojarskich z Brańska, Karaczewa, Staroduba, Poczepu, Putywla i Sołowy. Dokument wspomina także, że w owym „zagonie” uczestniczył także pułk rajtarów Martota. O atakach tego dnia 7 chorągwii rajtarskich wspomina także polska „Relacja…”.

O drugiej bitwie relacja Trubeckiego mowi w sposób następoujący: „25 sierpnia bojarzy i wojewodowie kniaź Aleksiej Nikitycz Trubecki i towarzysze posłali przed sobą swoich towarzyszy kniazia Jurija Aleksiejewicza Dołgorukiego i Semena Izmaiłowa. Doszli oni Radziwiłła i Litwinów oraz tabor 20 wiorst od wsi Szepielewicze, pobili ich i wzięli do niewoli, rozbili obóz, zagarnęli „rydwany i telegi”; tejże nocy Radziwiłł z resztą Litwinów opuścił obóz i uciekł”.

Według listu cara do Chmielnickiego „wzięte języki [jeńcy] zeznały, że tej nocy Radziwiłł ze znacznymi oficerami uciekł” a rozciągnięty wzdłuż drogi obóz litewski został rozerwany na części.
Właśnie tego dnia, w czasie owego trzeciego starcia, wojsko hetmańskie odniosło największe straty, łącznie ze stratą zapasów. Według relacji Trubeckiego „bojarzy i wojewodowie Radziwiłła, jego ludzi i obóz dogonili i bój z nimi był, i litewskich ludzi pobili na głowę, wzięli mnóstwo języków, zdobyli znaki [w tym także chorągwie], barabany, działa (...) karetę Radziwiłła i inne wozy, rydwany i telegi. Zabito 9 ludzi, raniono 97.”

W liście cara jest mowa, że „tego dnia kniaź Jurij Aleksiejewicz [Dołgoruki] dogonił Radziwiłła w 10 wiorst od wcześniejszego boju i stoczył kolejny bój, w którym pokonał Litwinów i Polaków oraz wziął mnóstwo języków. Rozbito w tym boju 9 rot dragonów i jazdę. Samego Radziwiłła zwalono z konia i unieśli go z pola bitwy czterej ludzie w okoliczne błota.”

Według Trubeckiego owa druga bitwa (25 sierpnia) miała miejsce 20 wiorst  od Szepielewicz. Od miejsca drugiego starcia do trzeciego, jak wynika z listu cara, było kolejne 10 wiorst. Wynika z tego, że miejsca owego trzeciego boju („pod Cercami” jak to jest mowa w polskiej „Relacji…”) należy szukać około 30 wiorst od  Szepielewicz, a nie na rzece Druć, jak o tym pisze K. Bobiatyński, którego być może zmylił ustęp z „Relacji…” mówiący o tym, że „w prawą rękę którędy niemal wszytko wojsko uchodził, i sam JP Hetman ze wszytkiemi szedł obrócony, i na przeprawie pod Cercami…”.

Wiorsta w XVII wieku to 1066,8 kilometra. Można w ten sposób określić położenie owej przeprawy pod Cercami ok. 32 km od Szepieklewicz, w rejonie rzeki Brusiaty. Trzeba zaznaczyć, ze region na zachód, południowy zachód i południe od Szepielewicz pokryty był rozległymi lasami i błotami. Grunt był podmokły, linie komunikacyjne praktycznie nie istniały. W tamtym czasie w regionie tym znajdowały się liczne przeprawy przez liczne rzeczki i mokradła. Należy też zauważyć, że Litwini uciekali małymi grupkami. Te, które były jeszcze w miarę zorganizowane, jak chorągiew Juszkiewicza, uchodziły jedynym szlakiem prowadzącym przez Zajezioro. (…)

Na dawnych mapach jedyna droga Zajeziora idzie w kierunku wsi Somry. Na drodze odwrotu w kierunku Berezyny znajdują się tutaj trzy rzeczki: Mesrieda, Brusiata i Mancza. Region Brusiaty był bardzo podmokły, o czym świadczą liczne w późniejszym czasie kanały i roboty irygacyjne.
Nazwa „bitwa pod Cercami”, zapisana w polskim źródle, dotyczy owego trzeciego starcia, które miało miejsce 25 sierpnia, które mogło mieć miejsce właśnie gdzieś w okolicach Brusiaty. Na drodze wiodącej do jednej z przepraw znajduje się tutaj wioska Charczyce, którą najprawdopodobniej można utożsamić z owymi Cercami. Patrząc na dawne mapy, cały ten region był w przeszłości niezwykle trudnodostępny dla uchodzącego wojska Radziwiłła, które tutaj właśnie poniosło największe straty.
(…)

Z listu cara do Chmielnickiego nie wynika jednoznacznie, czy w owej „trzeciej” bitwie brał udział Izmaiłow. Niewykluczone, ze ścigał on uchodzących w innym rejonie niż Dołgorukow. Tym niemniej car docenił jego wysokie zasługi. Nie bardzo jednak wiadomo za co dokładnie; być może car w ten sposób zmazywał dług swojego ojca wobec ojca wojewody z czasów wojny smoleńskiej 1634 roku.
Relacje rosyjskie wspominają o zdobyciu w obozie Radziwiłła dział, polskie zaś wspominają o uratowaniu przynajmniej części z nich. Istotnym uzupełnieniem tych informacji może być nieco późniejszy lista cara do Trubeckiego, w którym jest mowa żeby „działa wielkie” i moździerze, zabrane Radziwiłłowi, a wraz z nią wszelkie zapasy i oprzyrządowania, rozdzielić po pułkach swoich i kniazia Czerkaskiego. (…) Można stąd wnioskować, że Radziwiłł uratował tylko działa mniejsze [w „Relacji…” jest mowa o pięciu], większych zaś i moździerzy nie udało się ocalić. (…)

W liście do podczaszego upickiego Krzysztofa Stryżki z 18 września 1654 roku Janusz Radziwiłł pisał: „nieprzyjaciel nic darmo nie wziął, bo i w 83 000 bił nas, których niech 5 lub 6 tysięcy komunika było; a jeśli o stratę, nad 1 000 naszego trupa nie padło, a ich przynajmniej tyleż jeśli nie więcej, bo trzy dni trupy chowali, między którymi i dwóch wojewodów (osobliwie starego wodza swego i wojennego człeka, Grygora Kurakina Wojewodę) i siła bardzo starszyzny swojej i cudzoziemskiej stracili; a u nas prócz P. Pisarza Polnego [Władysława Wołłowicza] o którym jeszcze nadzieja że więźniem, a P. Sakena mego Obersztlejtnanta, a Majora Wibacha, a Rotmistrza Jundziłła, a Kapitanów dwóch, więcej nikt z starszyzny nie zginął. Armata cała. Wozy czeladź nasza sama wyrabowawszy, z końmi uciekła. Tak Moskal ich nie widział, chyba teraz, tam gdzieś puste, zaczem nie ma czego tak bardzo triumfować. A to z łaski Bożej, rzadkim przykładem wojsko rozproszone, znowu się skupiło i znowu ode mnie ku Berezynie pomknione dla osłony tych krajów.” W Post Scriptum swego listu Radziwiłł dodaje, że „postrzał i sztych rohatyną Graffenberg [porucznik piechoty niemieckiej] mój biedny odniósł, który mię ciałem swym wtenczas zasłonił, bo mnie to potkać miało. Rosjanie dobrze widzieli hetmana „w białym żupanie na pstrokatym koniu” przez co –  według słów Radziwiłła – „u jednej przeprawy 4 chorągwie nieprzyjacielskie tak nas obskoczyli, że od 40 albo 50 koni chorągwi mej kozackiej, ledwo 5 człeka broniąc się przy mnie zostało, i daliby byli reszt, kiedyby Juszkiewicz nie przypadł z piechotą i nie odstrzelał nas.”

O tym zdarzeniu pisał uczestnik bitwy, poeta Zbigniew Morsztyn [do innego uczestnika bitwy, porucznika Aleksandra Mierzeńskiego, syna Jana]:

Sto i pięćdziesiąt nas się popisało,
A pięć czterdzieści tylko pozostało,
Żaden nie umarł ani żaden zwinął,
            Lecz każdy zginął.

Sam hetman, usprawiedliwiając się niejako, pisał [w liście do Stryżki]: „Tak to bywa w takim razie, a że da jeszcze Bóg oddać za swoje, mam mocną w tym nadzieję. Biłem się, przegrałem, zwyczajna to rzecz; nie uciekałem jako pod Piławcami, anim się okupił jak pod Zborowem, anim się wyprosił jak pod Beresteczkiem.” 

Słów Radziwiłła o „zwyczajnej” bitwie nie można brać za dobrą monetę. Następstwa tej przegranej były dla Litwy nie mniej katastrofalne niż klęska pod Piławcami dla Korony, być może nawet większe. Zwycięstwo rosyjskie znosiło groźbę odsieczy dla polskiej załogi Smoleńska. Po porażce Radziwiłła pierzchły wszelkie nadzieje na pomoc dla oblężonego garnizonu miasta, który utrzymał się jeszcze tylko przez miesiąc [kapitulacja nastąpiła 3 października]. Oddziały rosyjskie rozlały się po wschodnich obszarach Wielkiego Księstwa Litewskiego, blokując wszelkie manewry wojsk Rzeczpospolitej. Aż do końca 1654 roku armia litewska praktycznie nie mogła stawić czoła przeciwnikowi.

Tyle historyczno-kronikarskiej TEORII. Jak to wyglądało w PRAKTYCE (czyli na Polach Chwały w Niepołomicach) poczytacie TUTAJ.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz